Tworzy się antykościół, łudząco podobny do oryginału
Jesteśmy na etapie ukończenia ponad 70% dokumentu o Mszy wszech czasów. Zdobyliśmy w trakcie podróży przez Polskę olbrzymią wiedzę nt środowisk Tradycji. I zdecydowanie przestaliśmy idealizować ludzi, bowiem wszyscy jesteśmy siebie warci w kwestiach decydujących o ludzkiej słabości, równie grzeszni i w oczach Boga słabi.
Są jednak osoby przekonane, że samo słuchanie Mszy w rycie rzymskim dokonuje cudów, wpływa na głęboką, globalną metanoię, odmienia duszę bez względu na wysiłek duchowy w żmudnej uprawie cnót.
Żadna Msza nie zbawia- ani uczestnictwo w imprezowych tańcach i swawolach rodem z wiejskiej popijawy klasy B o zgrozo przed ołtarzem lub na ołtarzu u niejakiego o. Recława czy aba Rysia, ani nie zbawi nas Msza katolicka w rycie rzymskim, gdy nie żyjemy tym rytem na codzień, nie wdrażamy nauki Kościoła w życie, nie wypełniamy woli Bożej.
Samo słuchanie Mszy trydenckiej jest zbawienne dla duszy pod warunkiem, że współpracujemy z łaską by nie gnić wewnętrznie od zastoju i wygodnictwa duchowego.
Pamiętajmy, że obłuda, ludzka przewrotność, pycha, faryzeizm, pokazowa religijność, pogarda, nienawiść, nawalanki na forach, są w każdym środowisku, uwidaczniają się w pracy z ludźmi, w kryzysach małżeńskich gdy nie przebieramy w słowach i czynach, a potem ze skruszonym sercem i wstydem wyrzucamy tę haniebne występki na spowiedzi sami zastanawiając się czemu tak sprzeczny jest nasz obraz, tak dualny i kontrastujący- skupienie i pobożność na Mszy świętej, a w zaciszu domowym chamstwo, agresja, złe słowa, niecne czyny, nienawiść.
Owszem, nie możemy czekać na moment osiągnięcia świętości i gotowości do uczestnictwa w Mszy św., czując się niegodnym słuchania tej tajemnicy, ale ów skarb zobowiązuje nas do tytanicznej pracy na codzień, jak na roli- nieustannej, bez wytchnienia, rutynowej i nużącej pracy nad sobą, połączonej ze świętością Boga, który obecny jest na Mszy i siebie nam rozdaje dla umocnienia w walce z zakusami zła.
Wszelkie wady, ułomności odnajdujemy zarówno wśród charyzmatyków jak i „tradsów”. Konfesjonały są zajęte i tu i tu. Nie ma różnic co do grzeszności, ludzkiej słabości, wróg znajdzie sposób na każdą duszę, nawet najpobożniejszą, wszyscy otrzymaliśmy wszystko od Boga i tak samo zasłużyliśmy na karę.
To nie w zasobach osobowościowych szukamy różnic między dwoma obozami dziś tworzącymi Kościół, rzekomo stanowiący jedno ciało.
Lecz w prawie modlitwy, wiary i życia.
To co dzieli dwa fronty w Kościele lub co zaczyna już jawnie tworzyć dwa odrębne Kościoły i neomodernistów posoborowych od tradycjonalistów, to lex orandi, lex credendi.
To źródło, reguła wiary, do której przycumowały dusze, nauczanie Kościoła lub jego odwrotność, nieudolnie przeinaczona, skrępowana półprawdami, wykrzywiona herezjami, zdeformowana nowinkami.
Katolicy dziś nieświadomie modlą się na sposób protestancki i żyją jak protestanci, tak też wierzą choć tego już nie widzą. Uważam, że podział polega na wyraźnym powstaniu dwóch odrębnych Ciał, dwóch Kościołów- lecz tylko jeden jest prawdziwy. Bo jak może stanowić jedno ciało, korpus, oderwany od głowy, ręki czy nóg?
Jeden kościół natomiast kopiuje ten jedyny, ale sam przeobraża się powolnie w swoją karykaturę. To moment w dziejach niezwykle ważny – proces podziału, pogłębiania różnic jest zbawienny. Jest w planie Bożym, bowiem plewy od ziaren się oddzielają, na naszych oczach. Tradycja od heretyków łamiących prawo kanoniczne na każdym kroku, propagujących doktrynę wypaczoną bo protestancką. Tworzący rodzaj groźnej mafii protestanckiej w Kościele jak o.Szustak, o. Recław, abp Ryś i jego ziomek pan Zieliński, mają jeden cel – nabijanie sakiew kurialnych, protestantyzację reszty katolików, w ostatnim katolickim narodzie na świecie.
Tradycja z kolei walczy o czystość wiary i gromadzi się w dosłownych katakumbach, odpierając wyrafinowane zawoalowane ataki ze strony rzymskiej kurii w postaci np. Traditiones Custodes.
Na scenie kościelnej dokonuje się bezprawne, nielegalne i opłakane w skutkach duchowych, zwodzenie wiernych „uzdrowieniami”, które pochodzą jedynie od złego ducha, nie są bowiem trwałe i mają podłoże czysto niekatolickie w przeciwieństwie do uznanych przez Kościół miejsc uzdrowień, pierwszym jest Msza święta, największy cud świata, oraz sanktuaria Maryjne, miejsca objawień jak Lourdes itd.
O dziwo, na Jasnej Górze, wiszą masy porzuconych kul i wotów dziękczynnych, nikt nie płaci zainteresowaniem, uwielbieniem i banknotami za cuda mające pochodzenie Boże, co potwierdził nieomylnie Kościół mocą nadanej mu władzy.
Że też żaden świecki, zuchwały w swych pragnieniach chłopczyna, z aspiracjami apostolskimi, mistrza charyzmatyzmu rangi protestanckich pastorów z USA, nie wpadł przez 2 tysiące lat na pomysł, by nagabywać ludzi w parafiach „uzdrowieniami”, po tym jak biblijny młodzieniec wymusił na św. Piotrze dar uzdrawiania chorych i umarł rażony przez Boga, za szatańską pychę wymuszającą na Bogu dar leczenia chorych. Bóg uśmiercił go za pychę.
To nie człowiek decyduje o charyzmatach. Zieliński zapatrzony w swoich świętych protestantów uznawanych przez niego za świętych w oderwaniu od nauczaniu o świętości błądzi świadomie lub nie, skazując na potępienie tysiące dusz.
nie istnieje też żadna komisja badająca rzekome „uzdrowienia” jak w Lourdes. Zły duch owszem może uzdrowić ciało, dokonać jakiegoś dobra dla osiągnięcia większego zła, zabijając przy tym duszę, np. po latach pętając dręczeniami, kolejnymi chorobami i odciągnięciem od wiary, na amen sprowadzi na manowce. Tak się kończy zabawa w „charyzmaty”. Potwierdzają to publicznie quasi „uzdrowieni”.
Są w Kościele jeszcze ci „najświętsi”, ci pomiędzy, którzy nie stoją ani pod krzyżem przy prawdzie, ani na przeciw krzyża. Nie chcą prawdy ani krzyża przyjąć na barki, iść na Kalwarię.
Za to marzą by jedynie brać. Brać, wydzierać od Boga cuda, łaski, dobrobyt, zdrowie, bo sądzą w swej szatańskiej pysze, że cokolwiek im się należy.
Tyle, że Kalwaria to jedyna droga do nieba, innej nie ma. Pokora i świadomość, że jestem samą nędzą, prochem, nicością, że jestem niczym pyłek kurzu przed Bogiem i nie należy mi się nic, ani zdrowie, bogactwa, sukcesy, talenty, długie spokojne życie, dobry małżonek, zdrowe dzieci, dobrobyt — daje wolność, to jest chrześcijańska pokora opisywana przez Ojców, Doktorów Kościoła i Świętych Mistyków czy Opatów klasztornych.
Pokora czyli przypominanie sobie, czym jestem, że jestem nicością i na nic nie zasługuję, nie mam praw rościć sobie czegokolwiek, muszę żyć jak nie z tego świata, w oderwaniu od materializmu, światowości – to jedyna droga do nieba. Nic nie znaczymy choć Bóg nas kocha, ale bez naszej pracy i wiary katolickiej nie dostąpimy zbawimy, do nieba idziemy na warunkach Bożych, a poza Kościołem nie ma zbawienia.
Bóg daje – mówi św. Teresa z Lisieux – nie dlatego, że ktoś błaga prosi, płacze tylko, że chce dać, wybiera dusze na wielickich świętych, bo tak chce – jak ojca Pio, czy św. Pawła. Nikt nic nie może na nim wymusić. Święci, jak św. Izabela, Brygida- znosiły piekło w życiu i małżeństwie – nigdy nie szukały ulgi, łatwizny, skrótów, uzdrowień, cudów. Święci wiedzieli, że należy się tylko to co Bóg raczy dać – czy to będą łzy, ból, klęski, nędza, cierpienie, męczeństwo czy powodzenie.
Złota książeczka o pokorze traktuje o wolności, którą ona daje. Nie znaczymy więcej niż znaczymy. Jesteśmy niczym. Pokora chrześcijańska uzdrawia.
W tle rozważań o pokorze, uniżaniu i korzeniu swej dumy przed Bogiem jest człowiek XXI w. Zachwycony sobą bez granic, korzący się jedynie przed władzą świecką i mamoną. To człowiek modernizmu, ubóstwiający siebie samego, uwielbiający i kultywujący swe oblicze na lajfstajlowych filmikach i selfie.
Ludzie neomodernizmu posoborowego są bogami, to gorsze niż idolatria. Wyznają religię ciała, przyjmują nowy sakrament inicjacji w nowym kościele- szczypawkę, wierzą w nowego boga- naukę, ufają medycynie, wyznają nową wiarę- covidianizm.
Sama Msza novus ordo zwrócona i skupiona jest na zgromadzeniu, uczczeniu i celebracji wspólnoty oraz człowieka.
Ksiądz okazuje zainteresowanie sprawami ludzkimi, odwraca się tyłem do Boga przebywającego w tabernakulum i prawi modernistyczne „mądrości” na zabawowych, animowanych kazaniach stanowiących gwóźdź programu jak u protestantów.
W obliczu katolickiej nauki i uczestnicząc w prawowitej, danej po wsze czasy Mszy łacińskiej, zaczynamy odkrywać ile zła panoszy się w Kościele, przez działanie heretyków groźniejszych niż przestępca, bo ten drugi zabije jedynie ciało, a ten pierwszy duszę zabija.
Dlatego Kościół nazywa Maryję pogromczynią wszelkich herezji tak groźnych dla zbawienia. To ona miażdży głowę wężowi – twórcy herezji, błędów, sekt, innowierstwa. W Kościele grasują konkwistadorzy, sabotujący od wewnątrz Kościół, mafie szarlatanów, protestancką bandę imprezowiczów i speców od „uwielbień” za bilecik w parafiach. To istny demontaż katolicyzmu, wprzęgany w życie parafii.
Nie dziwmy się, że heretyków palono na stosach, niepomiernie gorszy jest ogień piekła na wieki z powodu gorszenia ludzi i zabijania wiary błędami, niż ogień na stosie za życia. Lepiej ciało stracić niż duszę w ogniu potępienia na wieki zatracić.
Wiara jest do zbawienia koniecznie potrzebna, i jest nią przyjęcie rozumem i wolą bez wątpliwości, wszystkiego co Kościół do wierzenia podaje wraz z odwieczną liturgią. Normą jest profanowanie świątyni z tańczącymi oszołomami na ołtarzu z flagami.
Linia podziału jest jedna – tradycja kontra modernizm obnażony w encyklice Dominici Pascendi Gregis i jego nowinkarstwo oraz odmiany stanowiące nowe oblicze protestantyzmu wcielonego w ornaty katolickości, tak skrzętnie ukrytego i podstępnie wprowadzonego w krwioobieg Kościoła puszczającego smrodliwy dym przypominający oczyszczające kadzidło. Jest uzurpacją i kopią świętego zgromadzenia.
Spotkania uwielbieniowe to nie jest kult publiczny Kościoła – kult Boży jest jeden i ten sam od 2 tysięcy lat – jest nim Msza święta rozwijająca się organicznie do czasu jej skodyfikowania przez Piusa V. Nowinki to stary wymysł protestantów małpujących katolików. Zaś Msza święta nie polega na adoracji siebie i zachwycie nad swoimi przeżyciami duchowo-emocjonalnymi, lecz jest Ofiarą krzyżową Chrystusa i kontemplacją krzyża.
Powstały dwa oblicza Kościoła i tylko jeden z nich jest prawdziwy. Owszem grzech i pycha jest obecna wszędzie, ale naszym obowiązkiem jest szukać prawdy, nie stawiając oporu łasce. Z aktu odrzucenia prawdy podanej przez Kościół do wierzenia, będziemy srogo rozliczeni.
[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]
Dobro lub zło, prawda lub fałsz, pozytywne negatywne , moralne niemoralne, zgodne z sumieniem czy nie, tego człowiek nie może normalny zapomnieć
A droga do zbawienia, nasladiwanie Chrystusa , Biblia, ewangelia i spożywanie komuni, po rachunku sumienia, żalu za grzechy .
Czy jest moralne spowuadac się u grzesznika?.
O Po czynach nas poznają, oddać cześć Panu Bogu, gdzie chodzisz do kościoła i czy ewangelię wypełniasz? .
Reklamy wiara nadzieja miłość prawda nie potrzebuje, uzdriwionemu mówił Jezus , Idzi i nie mów, kto cię uzdrowił.
Czlowiek , wierzący z wierzącym zawsze się zrozumie bez mediów też.
Jonas2 ostrzega przed otępieniem i obojętnością