Mieliśmy NIC. O tym, że Bóg nie umiera.

Mieliśmy nic. Poza wiarą, nadzieją, że się uda, że ryzyko jest warte podjęcia działania tu i teraz.. że trzeba służyć talentami dla Boga, od tak po prostu, z miłości dla Kościoła. Że marzenia spełnia się konkretnym czynem, począwszy od koślawych kroków, które wiodą ku przepastnej dolinie spełnienia jako człowiek, katolik, rodzic, małżonek i wreszcie twórca.

Dziś po tylu wyboistościach ścieżek pod górę, wiemy, że nieugaszona potrzeba tworzenia, uchwycenie się za wszelką cenę celu, wiara i nadzieja w Bogu oraz niewyczerpana wytrwałość mimo problemów, zmęczenia, lęku, łez jest warta trudu.

Warto działać, ponosić ryzyko, ubabrać dłonie i zakasać rękawy w pracy nad sobą. Wszystko co czynimy dla chwały Bożej otrzymuje błogosławieństwo, wszędzie tam gdzie nie tylko siebie szukamy, a dobra innych i woli Bożej ma sens! Wszystko co podejmujmy, każdy niemowlęcy ruch są doskonałym motorem i okazją do pokonywania siebie samego.

I tak doczekaliśmy się zaskakujących i nieoczekiwanych efektów dla nas i dla naszych odbiorców, którzy śledzą naszą kamienistą 3,5-letnią drogę do premiery filmu „Ukryty Skarb Kościoła”, do 100. tysięcy subskrypcji na kanale, do walki o prawdę w żmudnej, rutynowej, pracy. Począwszy od siebie, by zmieniać otoczenie.

By odmieniać oblicze świata, Kościoła, potrzeba wytrwałych, mężnych i cnotliwych mężczyzn i odważnych niewiast, wypełnionych pokojem i modlitwą, wiernych, prawdziwych naśladowców Najświętszej Matki i Jej Syna Chrystusa, potrzeba wojowników świadomych celu wojowania- najpierw ze sobą, swoim grzechem, potem toczących bój ze złem zewnętrznym.

Cała nasza podróż ku kanałowi, ku prawdzie, ku św. Tradycji, ku Kościołowi, jest jakby drugim bolesnym porodem, otwarciem oczu z letargu matrix’owej rzeczywistości, w którą zapadł Kościół i zlaicyzowany świat.

Poznaliśmy prawdę, a ta dojmująco bolesna otworzyła nam oczy, oddzielając radykalnie prawdę od fałszu, zdjęła dosłownie bielmo z oczu, ale jednocześnie zmusiła mocą samej siebie, by coś z nią począć. W naszym przypadku ból szybko przeobraził się w działanie, rozpoznaliśmy rodzaj wezwania i imperatyw, by podzielić się tą piękną, trudną prawdą jaką poznaliśmy zetknąwszy się z Mszą wszech czasów.

Z ukrytym w niej Chrystusem tak pokornie czekającym od kilku dekad na odkrycie Go. Gdyż On sam, prawdziwy Bóg czeka w Mszy świętej, ukrytej, wyklętej, podstępnie odrzuconej,  niezrozumianej, wzgardzonej jak Chrystus na sądzie.

Oskarżonej o niedostosowanie do świata jak niewygodny był Chrystus dla wrogów – traktowany jako zarzewie konfliktu, wrzód, motyw podziałów społecznych i zerwania jedności, przeszkoda dla ładu i pokoju ludzką ręką czynionego, ale jednocześnie uświęcający ludzi, uzdrawiający, czyniący dobro, wywołujący nienawiść u swych wrogów, święty.

Tak niesprawiedliwie osądzono tę Mszę świętą, która towarzyszyła papieżowi św. Grzegorzowi Wielkiemu w VII wieku, a wcześniej pierwszym chrześcijanom w III i IV wieku, którą znał św. Franciszek, odprawiał pobożnie św. Jan Bosko, umiłowała św. Teresa z Lisieux i do końca życia wiernie sprawował św. o. Pio.

Wmówili nam wrogowie ulokowani we wnętrzu Kościoła, że Msza katolicka jak Chrystus jest niepotrzebna, do wyrzucenia, do resetu. Zgładzono dotkliwie Jezusa jak Jego Najświętszą Ofiarę krzyżową, którą sam ustanowił podczas Ostatniej Wieczerzy. Jego boska liturgia, święta Msza została bezlitośnie oplwana, ubiczowana po pozorem udziesiejszenia, dostosowania do świata, wykpiona jako przestarzała, niepasująca do wymogów grzeszników.

Chrystusa i Jego Mszę świętą, kult Jemu oddawany w czci w rycie rzymskim, spotkał ten sam sromotny los- śmierć i pośpieszny, „cichaczem” zorganizowany pogrzeb.  A wszystko uzasadnione „dobrymi intencjami”. Przeprogramowali nam nauczanie i zindoktrynowali myślenie, zmieniając lex orandi wpłynęli na lex credendi, które szybko upodobniło się do wierzeń heretyckich protestantów opierających wiarę na uczuciach i doznaniach.

Gdy już liberałom, wilkom w owczych skórach wydawało się w Rzymie, że zwyciężyli, że pokonali św. Tradycję Kościoła tj. Niepisane Słowo Boże, a wraz z nią nieodłączną jej cząstkę i centrum zarazem – Mszę św. Gdy wydawało się, że wygrała pycha, przewrotność, przebiegłość, dwuznaczne zapisy soborowe, kult nowej wersji ekumenizmu, fałszywego miłosierdzia bez skruchy, gdy wszyscy przekonani byli, że wygrali przez pomijanie dogmatów katolickich, wiary ojców, apostazję, niewiarę duchowieństwa, poluzowanie obyczajów prowadzące błyskawicznie do przestępstw seksualnych, mafijne układy i sodomiczne siatki, gdy z dumą tworzono w Rzymie nową teologię i jej „szczytowe osiągnięcie” nowa Mszę i dialog z niekatolikami – łaknącymi prawdy, a nie bezowocnego dialogu bez nawracania, a którą Kościół zawsze głosił, umierając za nią w srogich mękach – wtedy to Bóg zainterweniował.

Bóg nie umiera, a prawda mocą swej powagi zwyciężyła już na początku, wywyższona na sromotnym drzewie krzyża, gdy wszystko po ludzku przegrało, umarło, wykrwawiło się. To co katolickie uschło, wyzbyło się kolorów, jak organizm wycieńczony, wyblakł i zmarniał, stracił życiodajne soki i niemal skonał, dogorywając ponad 50 lat.

Jednak dziś ożywa.

To co dogmatyczne, tradycyjne, święte miało być starte jak drewno pod dłutem, zutylizowane niczym segregowane odpadki po ortodoksyjnej katolickości, miała nadejść nowa era…era radości i optymizmu „Nowego Adwentu”, przeczącego prawdzie, że dzień zesłania Ducha św. dokonał się tylko raz, bo Duch św. nie popełnia błędów. Tylko, że twórcy procesu sądowego nad Mszą katolicką i św. Tradycją,  twórcy niegodziwego wyroku śmierci na św. Tradycję, autorzy równości religii i braterstwa, globalnej wiary bez Boga Ojca, zapomnieli o jednym.

Rychło nadszedł dzień Zmartwychwstania…

Dzień, w którym światło i niebiański blask – przeciskające się zachłannie pomiędzy skałami zatęchłego grobu a kamieniem odrzuconym przez Aniołów – zaczyna rozbłyskać żarem światła i oszałamiającej jasności, rozpromieniać smrodliwe kazamaty kłamstwa, zła, niegodziwości.

Niegodny  świat, herezja i opanowany przez nią modernistyczny ułamek Rzymu, który zacierał ręce widząc swoje zwycięstwo, zaczyna pojmować dziś, że żadne ograniczenia, najsroższe restrykcje, groźby ekskomunik, oddzielanie grubą kreską katolików spod znaku Vaticanum II, od metkowanych jako gorsi sztywniacy przedsoborowi, czy samo utworzenie podziałów przez wyprodukowanie nowego rytu o nazwie Novus Ordo Missae, jest przeciwskuteczne i obnaża jedynie zamiary niegodziwców.

Sam papież, każdy biskup i szeregowy ksiądz, kleryk lub świecki, ty i ja- możemy stać się tym skorumpowanym, podłym, obmierzłym Judaszem, który zdradza Chrystusa słodkim gestem, najczulszym symbolem miłości matki do dziecka, aktem pełnym zewnętrznej miłości i troski, ale wewnątrz plugawym od jadu nienawiści, mamony, chciwości, przywiązania do układów, tchórzostwa i zazdrości.

Każdy z nas idąc w ślad za historią namiętności i grzeszności ludzkiej może zdradzić Boga, zwątpić, uciec przed prześladowaniami, cierpieniem, odwrócić głowę na widok krzyża i bólu Chrystusa, który także cierpi w garstce Kościoła kultywującego św. Tradycję. Każdy z nas począwszy od głowy Kościoła może zamienić się w Piotra wypierającego się, w przewrotnego, wszechwiedzącego uczonego w Piśmie, który nadgorliwie rozwiązuje jako jednosobowe magisterium nierozwiązywalne i wpada w pułapkę schizmy, herezji, czy w tchórzliwych Apostołów lub Piłata- niewolnika ludzkiej opinii, chwały i władzy.

Wiedząc, że Msza św. jest obecnością Boga żywego, który do nas przemawia, nieskończenie uniża się i dla niewdzięcznego stworzenia zstępuje dobrotliwie na ołtarz, uczy, upomina, wybacza, gładzi grzech, uśmierza swój słuszny gniew i gości w duszy, powinniśmy walczyć jak na Kościół Wojujący przystało – o zwycięstwo, zmartwychwstanie skarbu katolickiej Wiary, jaki pogrzebano ponad pół wieku temu.

Dlatego odsłoniliśmy językiem filmu tę druzgocącą i opłakaną w skutkach prawdę o wielkiej wolcie w Kościele, o wrogach niewidocznych, z wnętrza pochodzących- jak sam przyznał kard. J. Ratzinger, o prześladowaniach umęczonej św. Tradycji- drugim źródle Objawienia Bożego, o masonerii w samym sercu chrześcijaństwa, o prądach intelektualnych i herezjach jakie kumulują się w ścieku modernizmu, o jego źródłach, obliczach i owocach teraźniejszych, o Mszy spreparowanej jak mówił kard. Ratzinger, o odkrytej jak wrak Titanica „starej Mszy”, której na oczy od pacholęcia nie widzieliśmy mimo, że zawsze byliśmy porządnymi niby katolikami, o teologii zmutowanej, zubożałej, wreszcie o pobożności katolickiej i świętych, których nie pojmowaliśmy w kontekście modernistycznego Kościoła, bo utuczył nas stekiem kłamstw, słodyczą półprawd i daniem głównym rasowej herezji modernizmu.

Ululano nas w narkotycznej ekstazie, odrealnionych marach, rzewną kołysanką o fałszywym miłosierdziu, pięknoduszną bajką o ekumenii i pobożną naiwnością o dialogiczności.

Poznaliśmy więc tak nagle, Kościół jakim faktycznie jest, a nie jakim go rysowali i kreowali.

I wiecie co zobaczyliśmy? Tajemnicę.

Pytania: Czemu tak nudna wydaje mi się nasza Msza?  Czemu mnie to nie wypełnia i czuję pustkę? Czy katolicyzm musi być byle jaki? Czemu wstydzę się być katolikiem? Czemu święci przedsoborowego Kościoła nie pasują do nowej Mszy, czemu ich duchowość tak odległą się być wydaje i jest jakby przeterminowana?

Wszystkie pytania znalazły odpowiedzi.  Wszystko zostało uzdrowione i pojęte, objawiło logiczny obraz. A wystarczyło niewiele, może nawet tylko jedno- Chrystusa, Mszy w rycie rzymskim. Potrzeba tylko Mszy najdostojniejszej, najczcigodniejszej, najcichszej, najuroczystszej, najświętszej i najpiękniejszej z szesnastowieczną historią organicznego rozwoju niczym dostojne drzewo.

To co przeszliśmy to nie tylko podróż wgłąb dramatów Kościoła, który wiernie naśladuje pasję Chrystusa i ostatecznie sam będzie ukrzyżowany i zmartwychwstanie. Prześladowania jeszcze przed nami, dziś zbieramy siły, zwieramy szyki, formujemy front i szykujemy armię niepokonanych wojowników, z różańcem w ręku i Bogarodzicą jako naszą Hetmanką, Wszechpośrenidczką łask. To Matka Boża uformuje największych Świętych czasów ostatnich. To Ona ostatecznie pokona zło i na końcu gdy wszystko zda się być przegranym, zatriumfuje Jej Niepokalane Serce jak zapowiedziała w Fatimie.

To my katolicy mimo, że obdarto nas z szat jak Chrystusa, odbierając Mszę św. i Tradycję św.  Mimo, że św. Tradycję zdeptano, jak ciężar krzyża i pogardliwe słowa sędziów zmiażdżyły Chrystusa. Mimo, że nas oszukano i potraktowano jak wrogów Kościoła zasługujących na karę, na wyrzucenie poza obręb parafii, odesłano z listem papieskim w tonie złego ojczyma, mimo że Mszę katolicką i jej wiernych wyśmiewa się, jak Chrystusa wyśmiał Herod i dąży do siekania biczem i ukrzyżowania, a potem zdmuchnięcia z powierzchni ziemi niczym niepotrzebny chwast- to wiemy, że Bóg jest ponad tym, to Jego odwieczny plan i droga Kościoła, który musi przejść to co sam Chrystus Mistrz jako pierwszy przeszedł.

To nasza droga do prawdy, która wyzwala.

Mieliśmy nic. ZERO pieniędzy, zero sprzętu, oprogramowania i kamer, widzów czy followersów, zero poparcia społecznego, zero znajomości, zero wiedzy nt Mszy św. Za to mieliśmy wiarę, siebie, talenty, samozaparcie, wytrwałość, odwagę szukania i wskoczenia w przepaść ryzyka i niepewności i..to wąskie, obiecujące światełko blasku nadziei, zerkające i przebijające się przez skaliste mury zwątpienia… Bóg nie umiera. Viva Christo Rey!

 

👉 KSIĄŻKI  https://www.trudnobyckatolikiem.pl/sklep/

👉 WESPRZYJ NASZĄ FUNDACJĘ ❤️🙏🏻

🔴 ​https://trudnobyckatolikiem.pl/wesprzyj-nas/

👉 WESPRZYJ NASZ KANAŁ! 👍

🔴 https://www.youtube.com/channel/UCSBbMg_SawKu2Fz3RzTtd2A/join

👉 MOŻLIWOŚĆ WSPARCIA Z ZAGRANICY

🔴 https://www.patreon.com/hardtobecatholic

#mszatrydencka #trudnobyckatolikiem

8 komentarzy:
  1. Jolanta Popławska
    Jolanta Popławska says:

    Ale gadane to macie…
    Możecie człowieka zagadać na śmierć🤪
    Gdyby Ewangelia byłaby tak pisana to miałaby ze 12 potężnych Tomów🤣
    Ps. Pan Jezus docenia waszą pracę, a inni, to już sprawa sumienia każdego kto Was słucha i nie ma co tak przeżywać z sakramenckim napięciem, zgody lub niezgody z treściami, które przekazujecie…
    Z Bogiem i Błogosławieństwem 🙏

    Odpowiedz
  2. Krzysztof
    Krzysztof says:

    Zastanawiam się często czy Wszechmogącemu Bogu potrzebna jest nasza msza ? Przecież jak pisze św.Piotr , mamy się opamiętać i zanurzyć w naturę i charakter Jezusa Chrystusa dopiero wtedy otrzymamy Ducha Uświęcenia. Bez tego żadna msza , czy to Nowa czy stara nie ma większego znaczenia. Bez tego znaczenia też nie mają żadne nasze uczynki i modlitwy. I najgorsze, że nie potrafimy tego zrozumieć od 2000 lat

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *