Franciszek i o. Kramer z pogardą o birecie- jako relikcie zmiażdżonej Tradycji

„Fajny ksiądz”. Zwięzłe określenie sympatycznie pluszowego, zrazu wesołkowatego duchownego, który lekką ręką świadomie lub całkiem nieintencjonalnie odrzuca dystynktywne cechy oraz normy konstytuujące stan duchowny. Kwestie dotyczące „zewnętrznej części misy” jak strój przypisany kapłanowi od czasów gdy w VI wieku synod w Bradze w 572 nakazał noszenie stroju duchownego kapłanom wychodzącym z domu, są dla progresistów zbyt ociężałe, dosłowne, nieuzasadnione teologiczne, pozbawione sensowności. Bo ksiądz ma być bliżej ludzi, a jego strój tak “nieludzki” poszerza różnice między ludem a kapłanem.

Nieszczęsny biret, tak wyszydzany przez neomodernistów spod znaku o. Kramera czy samego Franciszka, który określił go jako symbol „sztywności” tradycjonalistów i surowej powagi księży Tradycji. Sutannę trudno dostrzec na ulicy dla publicznego przyznania się do Chrystusa i wiary, ale również przynależności do stanu kapłańskiego- jakże piękne i odważne to świadectwo. Oto ksiądz, nie zwyczajny świecki, ale oddany Bogu kapłan jako żertwa, naśladowca Chrystusa, rozdawca największych tajemnic, sakramentów- ujawnia kim jest. Sutanna jest znakiem statusu księdza, odmienności i wyjątkowości płynącej nie z poczucia lepszości, lecz symbolem oddania i podążania za Bogiem, włącznie z porzuceniem świata i przyjęciem celibatu dla Królestwa Bożego. To właśnie sutanna jest widocznym znakiem tego, że kapłan to Alter Christi, który przechadzając się ulicami zeświecczonych, krzykliwych od reklam i jaskrawych neonów rozebranych billboardów miast, nawołuje szeptem, by pamiętać o Bogu. To kapłan ofiarowuje siebie i Chrystusa Bogu podczas Najświętszej Ofiary.

Jego powołaniem jest misja niesienia Boga człowiekowi, współpraca w dziele zbawiania dusz- nie administrowanie kościołem, zarządzanie niedzielą, stowarzyszeniami i religijnym życiem parafii, ani mentoring w konfesjonale, terapeutyczny „coaching” na kazaniach, czy animowanie wspólnoty podczas nowej jakże optymistycznej Mszy- z definicji o zgrozo, podobnie jak u anglikanów, uczty.

Argument, że najważniejsze to co w sercu, relacja z Boskim TY, i czyny które widać jest oparta na subiektywizmie, relatywizmie i zwyczajnie niewiedzy. Skoro Tradycja Kościoła była zgłębiana na przestrzeni dziejów, jej rozumienie pogłębiane, to wszystko co raz zostało uznane, potwierdzone i ogłoszone za prawdę mocą najwyższego autorytetu soborów i papieży nie może być wycofane, zredukowane, poddane w wątpliwość, ale przyjęte bez wyjątku i w całości na wieki.

Dotyczy to nie tylko dogmatów, ale i rzeczonego stroju kapłańskiego. Skoro synod katolicki już w VI wieku narzuca zasadę noszenia sutanny publicznie, to należy tę zasadę w pokorze zachować po wsze czasy. Bowiem mądrość Kościoła odkrywała pełnię depozytu w kolejnych wiekach, jednak nie w formie linearnej a horyzontalnej, sięgając sedna i rdzenia danej prawdy wiary, zagadnienia teologicznego, formy pobożności.
Zarówno to co w sercu niewidoczne jak i to co wyrażamy zmysłowo jest ważne. W jedności cielesno-duchowej człowieka, którego dusza uwięziona w ciele wyraża się poprzez gesty, czyny, zachowanie, postawę, słowa, strój.

Zmysłami doświadczamy także sakramentów, które także są widzialnymi znakami niewidocznej łaski. Stąd obie płaszczyzny – fizyczna, widzialna jak i transcendenta, nadprzyrodzona i duchowa współgrają w odwiecznej symbiozie szanując ludzką naturę obleczoną w ciało.

Kościół posoborowy opiera się na przekonaniach osobistych, subiektywnych racjach, sprowadzając twardą nienaruszalną tamę wymogów i prawd wiary do osobistej opinii i relacji JA-TY z nieokreślonym Bogiem, jakimś duchem. Przez solidną, trwałą zaporę zbudowaną z surowca zasady dogmatycznej, przedostały się przez wydrążone w XX w. szczeliny nowe prądy ideologiczne, zlewając się w jeden szeroki nurt nazwany modernizmem. Wyznawców tegoż prądu intelektualnego nie brakowało i do dziś ich sojusznicy rosną w siłę, pęcznieją niczym grzybnia na zdrowym ciele Chrystusowym.

Te same argumenty oparte o subiektywny przekaz, doświadczenie czy uczucia, nie zaś o niepodważalną niezmutowaną naukę Magisterium i rozum- dotyczą dziś komunii na rękę czy krytyki papieskich słów i czynów.
Sztywne, radykalne, poważne, surowe- to słowa równie znienawidzone jak niezawiniony, biedny linczowany biret.
Jednak ruch zboczeństwa, demoralizacji dzieci, lewactwa neomarksistowskiego ma pełne prawo być radykalny, ba fanatyczny, poważny, surowy dla wrogów i sztywny w swych przekonaniach o gwałceniu wolności bliźniego w imię swojej nieograniczonej wolności.

Uznanie w sumieniu dogmatów z pokorą i całkowitym poddaniem swej woli Matce Kościół, cechowało katolików wszystkich epok. Co dziś jest nie tak?

O. Grzegorz Kramer zapytuje z zadumaniem i zaskakującym zadęciem: dlaczego muszka czy koszula ma być gorsza niż sutanna dla księdza? Nie tak stawiać powinniśmy pytanie.

To nie muszkę przeciwstawiajmy sutannie, ale brak sutanny – widocznego znaku kapłaństwa, uprawianiu cyrku jakim jest dopasowywanie się do świeckiego życia.
Zdaje się, że wielu kapłanów zdaniem jezuity, ukrywa się za sutanną, zamiast iść za sumieniem i nie chować się za tym co zewnętrzne.

Jednak to świecka koszula u kapłana od VI wieku jest zabroniona i to ona ukrywa postać kapłana. To przez nią ksiądz nie eksponuje  już swojej dumy z konsekrowanych dłoni i prawa do przyzywania samego Boga na nędzny ołtarz z królewskich wysokości niebieskich.

To w koszuli o. Kramer ukrywa się chcąc nieudolnie i niestety żałośnie stopić się z ogółem katolików, pogan i grzeszników naśladując mody i puste trendy przemijające jak trawa.
To dlatego „fajny ksiądz” zakasuje rękawy drogiej wyperfumowanej kraciastej koszuli, rzuca głupimi żartami, sili się na rozbawianie wiernych na Mszy i poza nią, udowadnia swą błyskotliwość podczas „kozackich” kazań, i wymysłów, nadużyć w czasie liturgii dla poklasku i chwały własnej, zaspok

ajając ego, nie wymaga poszanowania i traktowania siebie z estymą, bez poufałości, niczym kumpla z baru piwnego, nie domaga się całowania swych kapłańskich, czcigodnych dłoni trzymających Wszechmogącego. I tak jak się zachowuje, arogancko, nieformalnie, nowocześnie, młodzieżowo, luźno i niepoważnie tak jest traktowany. Tym samym obniżajac powagę swojej roli i wagi jego misji.

Wycofane z  uzusu słownictwo uwydatniające dobitnie wielkość powołania kapłana jak czcigodność, wynika wprost z pychy odrzucającej służbę Bogu w taki sposób jaki narzuca Kościół. Non serviam na sposób Boży, ale taki jak chcę jak nakreśla świat.

Skraca więc ów ksiądz XXI wieku — tak nowinkarski, miałki, wyzbyty nierzadko męskości, bo  dziewczęco miły i uśmiechnięty dla ułożenia — wymagany wręcz dystans wesołkowatym, aroganckim, luzackim, sposobem bycia, skrywanym narcyzmem, egoizmem i lękiem przed odrzuceniem.

To „uziemienie” świętej Tradycji – drugiego ramienia naszej świętej wiary, drugiego fundamentu Objawienia Bożego- do niewyraźnej dialektyki wrażliwości, okrągłych słów, szukania zamiast znalezienia Boga i pociągania ku Niemu jak św. Augustyn.

Tradycja obok Pisma św. obowiązuje każdego katolika, jeśli ją odrzucamy podobnie jak Pismo natchnione i nieomylne- wyklucza siebie z Kościoła. Percepcja kształtowanych przez dwa tysiące lat tradycji kościelnych w ramach obrzędów liturgicznych, pobożności, reguł zakonnych, obejmujących cały katalog nakazów miała głębokie teologiczne uzasadnienie i znaczenie. Podobnie jak każdy najmniejszy gest, ruch, słowo w Mszy łacińskiej.

Zakon pozbawiony reguły zakonnej nie istnieje, bez zewnętrznych znaków nie istnieje sakrament, bez zewnętrzności czynu wiara jest martwa, bez sutanny nie ma więc poczucia przynależności i tożsamości kapłańskiej, a raczej jawny brak jej zrozumienia, buntu płynącego z pychy i pogardy wobec nagromadzonej mądrości odwiecznej Kościoła zawsze nieomylnie prowadzonego przez Ducha świętego. Nie zaś tylko od 1962 r.

Podobnie jaki ma sens frak dyrygenta, muszka i błyszczenie lakierkami na scenie? A jaki suknia ślubna i garnitur, jaki toga na sali rozpraw?

Strojem precyzujemy funkcję, podkreślamy rangę i rolę społeczną, udział w konkretnej grupie zawodowej, pieczętujemy status społeczny, manifestujemy powołanie, płeć i miejsce w społecznej strukturze.

Kapłan przede wszystkim jest kapłanem i z dumą katolika służącego samemu Chrystusowi pod koloratką jako ofiarnik, winien ukazywać piękno powołania otrzymane darmo od Boga. Winien wykazując się pokorą dla wytycznych i mądrości wielowiekowej Kościoła, przyznawać publicznie do duchownego stanu.

Tak wyjątkowego powołania jak naśladowanie Chrystusa, jako Alter Christi, na tym padole nie posiada nikt, a władza dana osobie konsekrowanej przewyższa nieskończenie możności samych aniołów, których głos nie sprowadza przecież na ziemię Boga.

Zasługuje ów fakt na szczególne taktowanie i wyróżnienie spośród masy świeckich. To ta prosta, skromna nierzadko łatana czy skropiona krwią i potem sutanna kapłańska, nawracała, przypominała o nadprzyrodzoności, onieśmielała transcendencją, zawstydzała lub była wręcz powodem ataków i prześladowań. Bowiem znak materialny w naszym zanurzonym w materii, doczesności świecie ma tak ogromne znaczenie, że sam Król Wszechświata Chrystus zakrył swe święte oblicze w widocznym, łamliwym opłatku.

Jeśli Chrystus ukrywa się uniżenie w Hostii, w przebraniu tak kruchym, skromnym i niezmiennym, dlaczego kapłan nie ma ukrywać się niejako przed zepsutym, grzesznym światem w stroju kapłańskim, by ujarzmić swe popędy, zataić przed oczami skromnie swą posturę, zdławić pożądliwość.

Zdaniem o. Kramera, Jezus mniej mówi o grzechu pokucie, potępieniu, bowiem grzech nie jest najważniejszy, ale to co Jezus przynosi jako zbawienie.

Jakże przewrotna i nieszczelna dialektyka, podążająca za subiektywnym domniemywaniem, wydumanym rozmyślaniem czym są zdefiniowane raz na zawsze prawdy wiary, jak to że grzech zaburza lub zrywa więź z Bogiem, śmiertelny grzech zaś skazuje na potępienie, a Bóg jest sprawiedliwy i za zło karze, za dobro nagradza. Nie pamięta Ksiadz z lekcji katechezy?

Czy coś w nauczaniu się zmieniło nagle, rewolucyjnie? Niepodobna, Kościół nie podlega upływowi czasu, lecz kategorii prawdy.

Bóg to nie sędzia z sali rozpraw w rozumieniu ludzkim, dziś jezuita pojmuje to „kosmicznie”. Bowiem Bóg doprowadzi do pełnej jedności z rajskiego ogrodu cały świat.

Ależ nie! Sprawiedliwość ludzka jest odzwierciedleniem tej boskiej, doskonałej, O ileż doskonalsza jest boska sprawiedliwość od tej wymierzanej przez władców ziemi.

Czyż nie jest powiedziane ustami św. Pawła, że Bóg właśnie karze i to okrutna kara w piekle gdzie panuje płacz i zgrzytanie zębów, że zdziercy, cudzołożnicy i mężczyźni żyjący ze sobą, nie osiągną życia wiecznego. Nie wypada dziś wierzyć w te baśnie, nawet natchnione Pismo święte nie jest godne wiary, a bajki o dogmatach jak Niepokalane Poczęcie czy Wniebowzięcie NMP, zasługują na nieśmiały uśmiech wzgardy jak ten biret, który cicho przywołuje dawny, staroświecki, niemodny już świat wiary uległej papiestwu, podążającej posłusznie za regułami, przypominający nieaktualną hieratyczną katolickość pojmowaną w prosty sposób, surową pobożność, dla której powierzchowność była kluczowa i odzwierciedlała to co w sercu.

Tradycję świętą o. Kramer redukuje do poziomu jakiejś skansenowej, egzotycznej wrażliwości naiwniaków, którzy siłą trzymają się wieków poprzednich jako wyznacznika czystej niezdeformowanej wiary i depozytu. Depozytu, który odrzucony dziś drażni w biretach, straszy w gestach i mszalnych rubrykach, odrzuca w dogmatach. Przecież mają prawo ci od pomponów, kadzideł i kapy mieć inną wrażliwość, mówi o. Grzegorz.

Dla niego zderzenie z formułą, która staje się ważniejsza nie ma sensu. Ależ forma jak i treść stanowią jedność, komplementarną wobec siebie.

Bowiem forma jest zdetronizowana, a intronizowana sama wypłukana z definicji tradycyjnych treść tak gloryfikowana przez neomodernistów, którzy pragnąc być jeszcze bliżej ludzi, realizując absurdalną “rewolucję miłości i czułości” wprowadzoną przez Franciszka, a nazwaną tak przez kardynałów. W katolickim ujęciu można prowadzić jedynie kontrrewolucję, prawowicie pojmowanej miłości i czułości w Bożym, niebiańskim znaczeniu. Znamy już przejawy owej rewolucyjnej miłości i czułości z Traditiones Custodes, miażdżącej haniebnie i bezwzględnie zasadę tak przebóstwianą przez luminarzy posoborowia, pod wezwaniem świętego dialogu.

[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *